I mamy czwartą część. Dziękuje za opinie oraz wyszukiwanie błędów, które próbuje naprawiać.
_____________________________
Widok łez w jej oczach całkowicie zbiła tropu Kaito do tego stopnia, że z
opóźnieniem reaguje na ucieczkę dziewczyny. Rusza za nią czując się jak w
jednym z wielu filmów z Hollywood, gdzie facet goni swoją ukochaną. Z tym, że
on wcale nie goni ukochanej, tylko osobę mogącą wyjaśnić mu zawirowania
powstałe w jego życiu przez krótką wymianę spojrzeń. Zdecydowanie dzień nie
należy do udanych, bowiem wszystko idzie nie tak, jakby tego chce. Mizuno mu
ucieka, a on jak wariat biegnie za nią, w strugach z wolna przybierających na
sile deszczu.
Mijani ludzie spoglądają
na niego z dezaprobatą, gdy lawiruje między nimi starając się nie zgubić
swojego celu. Nie zamierza się poddać, lecz na dźwięk wypowiedzianych przez
siebie słów poczuł się dziwnie nie swojo, a zarazem odczuł lekki ból w piersi. Ma
wrażenie, że coś podobnego już się kiedyś wydarzyło w odległej przeszłości. Te
dziwne przebłyski uczuć oraz wspomnień działają dekoncentrującą uniemożliwiając
racjonale myślenie i funkcjonowanie.
Latarnie uliczne rzucają
zimne światło na Tokijczyków wracających po męczącym dniu do domów. Samochody
stoją w korkach, pociągi suną na perony - normalny zgiełk i harmider wczesnych
godzin wieczornych w odcieniach szarości. A pośród tego pośpiechu Kaito stara
się nadążyć za Ami. Wcale nie jest szybsza od niego, lecz ma przewagę w postaci
znajomości topografii miasta połączonej z tłumem ludzi. Całość wydaje mu się
surrealistyczna do tego stopnia, iż zaczyna wątpić, czy to się dzieje naprawdę.
Chciał jedynie
porozmawiać, wyjaśnić parę spraw bez fundowania sobie jeszcze większego
bałaganu. W całym tym chaosie nie zwraca uwagi na krople deszczu spadające z
nieba, z coraz większą intensywnością. Im dalej biegnie, zaczyna się
zastanawiać, czy to wszystko ma jakiś sens? Lada moment może ją zgubić i czekać
kolejne godziny miotając się jak zwierzę w klatce.
Dlaczego sprawy komplikują
się, gdy jest to najmniej wskazane? Istniej możliwość zrzucenia tego na
złośliwość losu, czego akurat chłopak nie robi. Ciężko mu przejść do porządku
dziennego, że przez jedno spotkanie budzą się w nim wspomnienia zakopane
głęboko w świadomości.
W pewnym momencie wpada na
kobietę, która niespiesznym krokiem szła przed siebie z telefonem przy uchu.
Nieznajoma lekko się zachwiała, lecz udało jej się ustać. Niestety tym samym
Kaito uświadamia sobie, że dzisiaj nie dowie się tego, na czym tak mu zależy.
Mizuno mu uciekła, a on musi zmierzyć się tyradą kobiety na temat dzisiejsze
młodzieży, nie biegania po chodnikach i wielu tym podobnych tematów. Potok jej
słów nie spotyka się z aprobatą tłumu, więc prychając ostentacyjnie odwraca się
i odchodzi.
Stojąc w strugach deszczu
przeklina los z powodu tej całej sytuacji. Nie zważa na to, co dzieje się
dokoła. W tej chwili istnieje tylko on, spływający z nieba płacz oraz
wszechobecna szarość. Czuje się zmęczony, pozbawiony nadziei, zagubiony jak
dziecko we mgle. Jakby nagle patrzył na świat nie swoimi oczyma, będąc jedynie
obserwatorem. Osobą tworzącą sztukę, poszukując głównego bohatera, któremu
pisarz będzie rzucał kłody pod nogi.
Gdyby miał określić się
jednym słowem brzmiałoby ono – pusty. Całe wyczekiwanie na dzisiejszy dzień kosztowało
go więcej niż się spodziewał. Pod maską opanowania szalała burza barwnych
emocji, teraz obojętnych na wszystko.
Nie wie ile stał tak bez
celu, nim udało mu się pozbierać i wrócić do ponurej rzeczywistości. W swoim
odbiciu, w witrynie salonu jubilerskiego, dostrzega siebie: zielone oczy i
blond czupryna związana w koński ogon. Niby jedne z wielu nastolatków, a jednak
coś jest nie tak, jak do tej pory.
Odrywa wzrok do wystawy
zastanawiając się, co ma teraz robić. Nie ma wielkich szans na znalezienie Ami,
lecz może warto przejść się kawałek do przodu. Istnieje nadzieja, że schowała
się gdzieś przed deszczem upewniwszy się, że on jej nie goni. Z tym złudnym
przekonaniem rusza przed siebie.
***
Przemoczona Ami zatrzymuje
się pod markizą kwiaciarni. Strugi wody spływają z końcówek włosów na płaszcz,
twarz ma mokrą od deszczu i łez, które płynęły nieprzerwanie. Czuje się
zmęczona i otępiała. Powinna wracać do domu, żeby nie złapać przeziębienia,
lecz nie ma odwagi iść dalej. Od momentu ucieczki ze szkoły przygotowawczej nie
zastanawiała się, czy Mizushima pobiegł za nią. W tamtej chwili kierowała się
sercem, nie rozumem, więc dopiero teraz jej umysł z wolna zaczyna analizować
wszytko, co się wydarzyło.
Zdaje sobie sprawę, że bieg
bez celu nie pomoże uwolnić się od przeszłości. Nie da nawet iluzorycznej
nadziei, której będzie można się złapać. Lecz w tamtej konkretnej chwili
przeraził ją ogrom tłumionych uczuć, a przede wszystkim tęsknoty i poczucia
niesprawiedliwości.
Tym razem Usagi i Mamoru
udało się przechytrzyć przeznaczanie, przetrwać najazd Królestwa Ciemności, by
ostatecznie wieści wspólne życie w teraźniejszości. Tymczasem pozostałe Senshi
zostały pozbawione tej możliwości. Minako, jako jedyna zaliczyła parę krótkotrwałych
związków, jednak żadnego nie traktowała poważnie.
- Ami? – Rozlega się znajomy głos tuż przed
nią przerywając dopiero zaczętą analizę.
- Mamoru – Mizuno przelotnie spogląda na
chłopaka, po czym spuszcza wzrok świadoma tego, że jej oczy są czerwone od
płaczu. Chiba jest ostatnią osobą, którą chce w tej chwili widzieć. To za
sprawą jego Generała nie radzi sobie ze swoim emocjami.
- Tak myślałem, że to ty – Mamoru składa
parasol wchodząc pod markizę. - Zapomniałaś parasolki?
- Tak wyszło – jej głos ledwo przebrzmiewa
przez szum deszczu.
- Można oszaleć do tego deszczu, chociaż mamy
przecież zimę – chłopak wyczuwa, że Mizuno nie jest w nastroju do rozmów. –
Odprowadzę cię do domu – bardziej stwierdza niż proponuje. – Pada coraz
mocniej, a nie chce żebyś się rozchorowała.
- Dobrze – Ami nie
protestuje, lecz naprawdę nie ma ochoty przebywać w towarzystwie Chiby. Jest
jej dobrym przyjacielem, przed którym nie musi ukrywać swojej drugiej
tożsamości. Mogą porozmawiać o poważniejszych tematach naukowych, powymieniać
się uwagami. Mamoru pożycza jej książki, traktuje jak dobrego kompana do
rozmowy. I za to zawsze go ceni. Ale dzisiaj jakby to wszystko nie ma
znaczenia, bardziej traktuje go jak wroga, a przecież nic nie zrobił. I to
stanowi przyczynę – jego nieświadomość o odrodzeniu się Zoisite.
- To chodźmy – Mamoru wyłapuje moment, w
którym na chodniku jest luźniej i wychodzi spod markizy rozkładając parasol.
Merkury
bez słowa wychodzi spod swojego dochodowego schronienia, by dołączyć do Chiby.
W trakcie ich krótkiej rozmowy ulice trochę wyludniały, deszcz przybrał na
sile, zrobiło się chłodniej. Student spogląda z niepokojem na swoją towarzyską
– nie widział jej jeszcze w takim stanie. Każdemu zdarzy się zapomnieć o
parasolce, lecz przyczyna dziwnego zachowania Senshi leży gdzie indziej. Nie
pyta, co się dzieje, gdyż raczej nie odczeka się odpowiedzi. Wpierw Mizuno musi
dojść do ładu sama ze sobą.
Kierują
się w stronę przejścia dla pieszych. Ami spogląda przez ramię, żeby upewnić
się, że go tam nie ma. Skoro czekał pod szkołą na pewno łatwo się nie podda,
zwłaszcza, że tak niespodziewanie zareagowała na jego słowa.
***
Mija dłuższa chwila nim
Kaito wierzy w to, co przekazuje mu jego narząd wzroku. Widzi jak Mizuno
wychodzi spod markizy pod parasol trzymany przez nieznajomego. Chłopak wydaje mu
się starzy ledwie o kilka lat, ale nie dostrzega jego twarzy. Góruje nad
dziewczyną paroma centymetrami, a po za tym stoi tyłem do Mizushimy. Jest na
tyle ciemno, pomimo blasku latarni, że Ami go nie dostrzega. Czyżby szczęście
mu sprzyjało?
Czując się jak
stuprocentowy prześladowca powoli podąża za parą nie bardzo wiedząc, co z tego
wyjdzie. Ma już serdecznie dość tej całej sytuacji, która gmatwa się coraz
bardziej nie dając spokoju ani jemu, ani Mizuno. Gdyby tylko mogli na spokojnie
porozmawiać i wyjaśnić wszelkie niejasności, lecz co chwile wszystko idzie nie
tak.
Śledzi ich całą drogę, a z
każdym krokiem czuje się coraz nie pewniej oraz niespokojnie. Odnosi niepokojące
wrażenie, że z towarzyszem Mizuno również coś się nie zgadza. Jego aura jest
przytłaczjąca, władcza, ale też przyjacielska i zarazem opiekuńcza. Dawno temu
znał osobę, pasującą do takiego opisu. Ten ktoś był dla niego ważny do tego
stopnia, że Kaito był gotowy oddać za niego życie. A przecież nie przypomina
sobie, by posiadał aż tak bardzo bliską osobę.
Po dosyć długiej drodze w
deszczu, para zatrzymuje się pod jednym z bloków. Nadal stoją pod parasolką, a
on w cieniu jednej z latarni. Jest już tak przemoczony i przemarznięty, że
wszystko mu jedno ile jeszcze czasu upłynie mu na dworze.
- Dziękuje.
- Nie ma, za co. Cieszę się, że udało nam się wpaść na siebie, bo za pewnie
dalej stałabyś pod tą markizą.
- Pewnie masz rację, Mamoru. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Ami.
Kaito sztywnieje. Zna ten
głos, chociaż nie potrafi określić skąd ma tę pewność. Tak samo, jak w przypadku,
gdy uświadomił sobie prawdziwą tożsamość dziewczyny w deszczu z tego wspomnień.
Jednakże ten głos nie budzi żadnych wspomnień, tylko Mizuno tak na niego
działa.
Wtedy też
wszystko zaczęło się od deszczu.
Czeka, aż chłopak zniknie mu z pola widzenia. Skoro zaszedł już tak daleko jaki jest sens odkładania rozmowy na później? W życiu nie zachowałby się tak nieracjonalnie, ale planowanie nie dało oczekiwanych rezultatów. Podbiega do drzwi wejściowych postanawiając tym razem iść z prądem, a nie walczyć przeciw niemu.
Czeka, aż chłopak zniknie mu z pola widzenia. Skoro zaszedł już tak daleko jaki jest sens odkładania rozmowy na później? W życiu nie zachowałby się tak nieracjonalnie, ale planowanie nie dało oczekiwanych rezultatów. Podbiega do drzwi wejściowych postanawiając tym razem iść z prądem, a nie walczyć przeciw niemu.